Klucz cierpliwości

klucz

Greckie przysłowie mówi, że cierpliwość jest kluczem do szczęścia. Czy aby na pewno? Przecież cierpliwość zmusza nas do wysiłku, do czekania, pracy, wpisuje się w nią ciągła niepewność, więc w jaki sposób może dawać szczęście?

Może sama z siebie szczęścia nie daje, ale jak już zostało napisane wyżej jest  „kluczem”- pewnym sposobem, drogą, która nas do niego przybliża.

Cierpliwość, cierpliwość, cierpliwość… Zastanawiam się nad tym, czy można się jej nauczyć. Gdzie jej szukać i jak właściwie postępować, żeby w życiu spełniała właściwe zadanie.

Uporczywe szukanie odpowiedzi zaprowadziło mnie w pewne miejsce.

Autobusy!!! Zmora wiecznie spieszącego się studenta. Dzisiaj, kiedy bardzo się spieszyłam, żeby zdążyć na czas w umówione miejsce, spotkałam się z niemałymi trudnościami komunikacyjnymi. Pomimo, że wyszłam z mieszkania 15 min przed planowym przyjazdem autobusu, na miejsce dotarłam spóźniona. Znacie zapewne to  uczucie, kiedy podróż, która ma trwać 40 min przeradza się w 1,5 godzinny maraton. Jakże byłam „wkurzona” kiedy co 500 m autobus zatrzymywał się na czerwonym świetle, które jak na złość dopiero się włączyło. Brak mi było cierpliwości. Patrząc jak w ślimaczym tempie korek samochodów rusza do przodu uświadomiłam sobie, że nie mam wpływu na jego szybsze dotarcie do celu. Na nic było moje nieme wołanie: „Jedź, no jedź szybciej!”

Dzisiejsza przygoda była dla mnie pewnym egzaminem, który oblałam.

Czy nauczyła mnie cierpliwości? Zdecydowanie nie. Pokazała jednak, jak długa jest droga przede mną w zdobywaniu tej cnoty. Autobus to oczywiście jedna z wielu takich sytuacji w moim życiu, które wystawiają na próbę moją wytrwałość. W swoim życiu zapewne  odnajdziemy takich wiele. Co z nimi robimy i jaki wpływ mają na naszą pracę nad sobą, to już sprawa indywidualna, warto jednak starać się o to, by przynosiły one dobre owoce.

Cierpliwość to cnota trudna do zdobycia. Powinna ona uczyć nadziei, wytrwałości w postanowieniach, działaniach, których owoców nie widać od razu. Myślę, że Bóg chciałby widzieć w człowieku gorliwość i upór w dążeniu do celu. Niestety często jest tak, że gdy na coś musi czekać, pracować, nie mając od razu widocznych efektów, to  „na wstępie” rezygnuje, często nawet nie podejmuje próby. To nie jest oznaka cierpliwości, którą powinniśmy w sobie pielęgnować.

Jeśli chcemy szukać inspiracji do tego, by pracować nad własną cierpliwością, to pamiętajmy, że najlepszym przykładem postawy cierpliwości niewyczerpalnej jest sam Bóg.
Bądź cierpliwy!

Zachęcam do przeczytania: KLIKNIJ

„ (…) Cierpliwość wydaje się nam niczym. A jednak cóż to za wydatek energii! (…) ”

Voltaire

________________________
grafika: bus by livingadejavu

Ostateczna racja

Dziś przeczytasz tekst nieco inny od poprzednich. Nieco inny, ponieważ pragnę podzielić się przeżyciami z przed kilkunastu dni, kiedy po raz kolejny doświadczyłem daru wspólnoty. Otrzymałem go w odpowiednim momencie, bo w czasie, kiedy dotarła do nas informacja iż papież Benedykt XVI abdykuje. Dzięki temu decyzję papieża przyjąłem spokojnie i z ufnością w Bożą opatrzność. Czytaj dalej Ostateczna racja

Jak przegonić diabła?

Gdy student zauważa, że skończyła się sesja, może w końcu dostrzec, że rozpoczął się Wielki Post. W ciągu tych kilku dni, doświadczyłem, że dla mnie to czas tzw. regularności. Co to może znaczyć? Moim zdaniem w życiu każdego z nas taka regularność odgrywa dużą rolę. Nie musimy zdawać sobie z tego do końca sprawy. Przykładów jednak można wymienić mnóstwo.

Kiedyś robiłem pompki… Jest się czym chwalić nie z powodu ich wielkiej ilości, ale powtarzalności. Podziwiam ludzi, którzy niezależnie od samopoczucia wieczorem wykonują ustalony przez siebie zakres ćwiczeń. Świetnie to o nich świadczy. Można powiedzieć, że są solidni i dążą do wyznaczonego przez siebie celu.

Z kolei brak regularności widać przede wszystkim w nauce. Dwa dni (a raczej dwie noce) to dla mnie za mało, żeby zdać egzamin z przedmiotu, za który jest 12 punktów ECTS. Jak przyjemne mogłyby być studia, gdybyśmy uczyli się codziennie. Takie osoby jednak istnieją i po sesji mają ferie…

Taka sama sytuacja jest z gotowaniem, dokładnym dośrodkowaniem prawą nogą, czy wreszcie, z modlitwą, a konkretnie z rozważaniem Słowa Bożego. I tu wypadałoby się na chwilę zatrzymać. Będę szczery, do Makłowicza mi daleko, w reprezentacji, z moją kondycją, też nie zagram i chociaż biblista ze mnie żaden, to w bardzo ważnych momentach mojego życia Bóg działał właśnie przez swoje Słowo!

Tak słowo, które wychodzi z ust moich,
nie wraca do Mnie bezowocne,
zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem,
i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa.
Iz 55, 10-11

Słowo, które Bóg posyła działa zawsze! To nie musi być kwestia minut, abyśmy je przyjęli. To proces.

Czegoś podobnego doświadczyłem w ostatnią niedzielę. Ewangelia tyle razy już „wałkowana”, o kuszeniu Jezusa na pustyni. Nic dla mnie nowego. Usłyszałem ją, wysłuchałem homilii. Ziarno zostało zasiane, zaczęło kiełkować, ku mojemu zdziwieniu, po kilku dniach.

Ten „zły” to cwaniak. Wiadomo, że nie kusi mnie do, wydawałoby się, „wielkich” grzechów. Chce, abym zrobił mu troszeczkę miejsca w swoim sercu. Żebym się z nim dogadał w jakiejś, nawet mniej ważnej, kwestii, nie był taki stanowczy i radykalny dla siebie i innych. Przecież mogę w pewnych sprawach odpuścić… Wykorzystuje moje lenistwo. Nie przewidział jednak Bożego ziarna, które cały czas działa w sercu człowieka. Ono nie tylko zwycięża świat, ale i lenistwo!

Codzienna praca nad sobą daje ogromną satysfakcję. To wyrzeczenie się okazji do akceptacji zła. Wytrwać nie jest prosto. Tym bardziej, że gdy raz coś nam się uda, to dopiero początek.

„Gdy diabeł dokończył całego kuszenia, odstąpił od Niego aż do czasu”  (Łk 4,13)

Do nas też wróci, z silniejszymi argumentami, aby go wpuścić do serca. Jak przegonić diabła? Trzeba się na pewno przygotować. Mieć serce pełne Słowa Bożego. Czytać i rozważać Ewangelię codziennie. To nie jest proste, bo potrzeba wspomnianej regularności. Problemy i pokusy same nie znikną, ale z Bogiem możemy je zwyciężać! 

 

Ostatni dzień życia

jayesslee

„Gdyby ten dzień byłby Twoim ostatnim, co byś zrobił/a?”. Takie pytanie otrzymały, od swoich fanów, pewne bliźniaczki z Australii, znane jako siostry Jayesslee. Ich odpowiedź tak naturalna, z pewną nutką humoru, powaliła mnie na kolana:

Powiedziałybyśmy wszystkim o Jezusie i pocałowały świat na pożegnanie.

Zainteresowałem się nimi, nie tylko z powodu ich oryginalnej odpowiedzi. Zaraz po tym, jak usłyszałem ich najnowszy cover – „Gangnam Style”,  przesłuchałem każde ich nagranie, jakie tylko można było wygrzebać w sieci. Wszystko przez moją „trąbkę słuchową”, która po prostu, zwariowała na ich punkcie. Przeglądając ich oficjalną stronę trafiłem na takie wyznanie:

Ostatecznym celem i motywacją każdego naszego klipu jest chęć podzielenia się nadzieją, którą odnalazłyśmy w poznaniu Jezusa. Obie nie jesteśmy nieśmiałe w wyrażaniu swojej wiary i chcemy pokazywać, że nie mogłybyśmy robić tego, co robimy, gdyby nie Jego łaska i opatrzność. Jemu cała chwała.

Kopara opada. Te babki mają to coś, czego często brakuje chrześcijanom w dzisiejszym świecie. Mają coś, czego brakuje nam każdego dnia, gdzie na samą myśl o tym, żeby uczynić znak krzyża na uczelni, w pracy, czy nawet w kościele, trzęsiemy portkami. „Po co się tak afiszować”, „nie przeginajmy z tym Panem Bogiem”, „nie popadajmy w skrajność” – to tylko część znanych haseł z cyklu – jak się pseudo-intelektualnie wytłumaczyć z tego, że wolimy Boga trzymać na dystans. Oczywiście można też popaść w drugą skrajność, która prowadzi do fanatyzmu. Jednak czy to znaczy, że otwarte przyznawanie się do Jezusa, nie tylko w niedziele i święta, jest  przegięciem i brakiem wyczucia?

Jayesslee oprócz odwagi mają coś jeszcze, czego brakuje dzisiaj tym, którzy pokonali większe opory w przyznawaniu się do wiary.  Chodzi o normalność i naturalność. Mówimy o tym, czym żyjemy – Janice i Sonia żyją Jezusem, dlatego ich wypowiedzi o Nim są takie naturalne, normalne i bez krępacji.

Kiedyś  w liceum zauważyłem nad gniazdkiem elektrycznym pewien napis. Podszedłem bliżej i uśmiechnąłem się do siebie. Na ścianie widniał tekst: „Idź pod prąd”. To samo mam ochotę powiedzieć, kiedy widzę gościa, który niestety zapomniał o tym, że „być do różańca” to nie wszystko.

Niezwykle bliski musi być dla tych bliźniaczek Chrystus, skoro często w ich klipach nawet na koniec słychać: „God bless you”. Prowadzi to do jednego wniosku. To czym One żyją, to coś więcej niż tylko tradycyjne chodzenie do kościoła. To wiara traktowana na serio, w której chodzi tylko o to, żeby Ten który jest Alfą i Omegą, był prawdziwie początkiem i końcem ludzkiego życia, by pierwszym i ostatnim słowem  jakie wypowiadamy każdego dnia, było Imię: Jezus… może dziś po raz ostatni?

_____________________________
grafika: Jayesslee

7 dni chwały?

Kilka dni temu byłem na filmie „Tajemnica Westerplatte”. Powstawał dobre 5 lat i od początku było wokół niego dużo zamieszania. Głownie zarzuty dotyczyły reżysera filmu – Pawła Chochlewa. Zarzucano mu, że kręci film antypolski i rozmijający się z prawdą. Zapewne widzowie oczekiwali filmu pełnego patosu i martyrologii. Zamiast tego otrzymują film bardziej psychologiczny niż wojenny. Choć jednocześnie nie można powiedzieć, że film nie posiada patriotycznego przesłania. Czytaj dalej 7 dni chwały?

Być kobietą

szminka
„Być kobietą, być kobietą – marzę ciągle będąc dzieckiem…” śpiewa Alicja Majewska w piosence autorstwa Magdaleny Czapińskiej.

Co ciekawego kobieta może powiedzieć o kobietach? Hmm… no cóż, przekonajmy się. Rola kobiety w dzisiejszym świecie budzi we mnie tak samo fascynację jak i trwogę. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie składa się z wielu aspektów, postaram się poruszyć kilka z nich. Oczywiście trzeba sobie odpowiedzieć na pytania: kim właściwie jest kobieta? Jaka powinna ona być? Jak wiele z Was, Szanowne Czytelniczki, zastanawia się nad swoją kobiecością? Nad powołaniem do tego, aby być po prostu kobietą? Ile z Was to akceptuje i szanuje? Pytania te nasuwają mi się nie dlatego, że ja mam z tym jakiś problem i szukam ratunku, pocieszenia, ale dlatego, że widzę ogromny kryzys i załamanie tej wartości, chroniczny spadek utożsamiania się z poczuciem godności bycia kobietą! Jak długo można tolerować, (nie, przepraszam to złe słowo), wysłuchiwać w mediach, że p. Anno Grodzko to kobieta! Żal człowieka ogarnia! I pomyśleć, że panny feministki walczą o moje niby prawa. W imię czego ja się pytam? W imię wyższych pensji, bo niby pracodawca mnie nie docenia? W imię tego, ażebym mogła usunąć ciążę, bo przecież JA jestem najważniejsza, że to jest MOJE ciało, więc mogę robić z nim, co zechcę?! Bzdura zupełna! „Pierdoły saskie i ruskie farmazony”! -jakby to powiedział jeden z moich nauczycieli w gimnazjum.

Oto, co ja o tym myślę, będąc praktykującą katoliczką (nie uwzględniam tutaj osób konsekrowanych). Kobieta – stworzona przez Boga, piękna, szanująca się osoba płci żeńskiej, ozdoba mężczyzny, żona, matka, babcia. Ze swej natury powołana jest ona do bycia matką, a więc do naturalnej prokreacji. Jej naturalnym partnerem winien być mężczyzna! A nie druga kobieta, gdyż jest to dewiacja seksualna. Dziwi mnie niezmiernie fakt, że jestem jedną z nielicznych kobiet, w swoim środowisku studenckim, które już teraz chciałyby mieć męża i zostać matką! Dlaczego? Jak wyżej wspominałam uważam, że kobiecość przechodzi kryzys. Moim zdaniem, jest to powołanie, do którego przygotowuje mnie ciągle Pan Bóg. Czy ja to powołanie akceptuję? TAK! Myślę, że to jest podstawowy problem niektórych moich koleżanek. Brak akceptacji tego, że jestem powołana do bycia kobietą. Uważam bowiem, że każda normalna, szanująca się i znająca swoją wartość kobieta nie ma żadnego problemu z tym, że podlega mężczyźnie, że to on jest głową, że to on ma rządzić. O tym przecież czytamy w Piśmie Świętym. Piękny jest fragment, mówiący o tym, że kobieta została zbudowana z żebra mężczyzny. Dlatego, że ma być ona bliska jego sercu, a nie dlatego, że ma mu to serce wyrywać. Pan Bóg sobie to wszystko doskonale zaplanował. Trzeba Mu tylko zaufać. Dać się prowadzić. Trzeba, aby kobieta znała swoją godność, i wiedziała, że każdy mężczyzna jest zdobywcą, więc im bardziej utrudnia się mu zdobywanie siebie, tym bardziej mu zależy (ale nie przesadzajmy z tym za nadto ;p ). Czy godność kobiety w dzisiejszym świecie jest poszarpana? Czy o szacunek trzeba walczyć, czy należy się on z przysłowiowego ”urzędu”? Wydaje mi się, że w dużej mierze zależy to od tego jaki stosunek do siebie ma ona sama. Uważam, że żadna szanująca się, wartościowa kobieta nie potrzebuje ubierać się wyzywająco, aby zwrócić na siebie uwagę prawdziwego mężczyzny, nie używa ona wulgarnych słów, aby mu zaimponować, nie nadużywa też alkoholu, ani tym bardziej nie pali papierosów (przecież brzydko pachną! I zęby są później żółte, a oddech jest nieświeży! blee).

Kobiety kochane! Zadanie specjalne na każdy dzień! Zaakceptuj i uszanuj siebie w pełni, taką jaką jesteś! (co nie znaczy, zaprzestań niwelowania swoich wad).

gościnnie: Magdalena Synoś

_____________________________
grafika: lipstick by therealdollyfrikka

(Nie)szczęśliwy bieg

africa
Pewnego dnia człowiek, który szukał szczęścia wpadł na pomysł.
– Bóg musi mieć receptę na szczęście. Idę do niego – powiedział.

Szedł wiele dni aż napotkał lwa.
– Hej człowieku! Dokąd pędzisz? – zapytał lew.
– Idę do Boga po receptę na szczęście – odpowiedział człowiek.
– Poczekaj, mam małą prośbę – rzekł lew.
– Straciłem apetyt. Spytaj go, co mam zrobić.
– Spytam go – odparł człowiek i podążył dalej.

Szedł, aż napotkał usychający baobab.
– Człowieku – rzekł baobab. – Coś wielkiego uwiera mnie pod korzeniami. Usycham! Wybaw mnie od cierpienia!
– Kiedy nie mogę – odrzekł człowiek.
– Idę do Boga po receptę na szczęście – powiedział i odszedł.

Goniło go błaganie baobabu:
– Spytaj Boga, co mam zrobić…

Człowiek szedł dalej, aż napotkał piękną dziewczynę. Dziewczyna płakała. Gdy go spostrzegła, zawołała:
– Mógłbyś mi pomóc? Szukam męża, bo już wkrótce będę stara!
– Nic z tego. Idę do Boga po receptę na szczęście. Przede mną długa droga – wymamrotał człowiek i szybko odszedł.
Usłyszał jeszcze prośbę dziewczyny, aby w jej imieniu poprosił Boga o radę.

Wreszcie dotarł na miejsce.
– Witaj – rzekł uprzejmie Bóg.
– W czym mogę ci pomóc?
– Szukam recepty na szczęście – odpowiedział człowiek.

– Mmm – zastanowił się Bóg.
– Ono jest o krok od twego nosa. Musisz je tylko złapać!
Człowiek ucieszył się, że szczęście jest blisko i przypomniał sobie lwa, baobab i dziewczynę. Opowiedział o ich kłopotach. Bóg rzekł:

– Powiedz dziewczynie, że jest najpiękniejsza i ma najlepsze serce. Pierwszy mężczyzna, którego napotka po usłyszeniu tych słów, będzie jej mężem. Drzewu powiedz, że pod jego korzeniami jest ukryty największy skarb na ziemi. Ktoś musi go odkopać… A lwu przekaż, że jeśli zje pierwszą napotkaną osobę, natychmiast odzyska apetyt.

Człowiek był tak podniecony, że nie zastanowił się dokładniej nad słowami Boga. Chciał jak najszybciej złapać szczęście, więc zaczął biec. Po kilku godzinach napotkał dziewczynę, która spytała:

– Hej, no i jak?

– Bóg powiedział, że szczęście jest tuż przede mną. Spieszę się, żeby mi nie uciekło – wysapał człowiek.
– A spytałeś Boga o mnie? – zapytała nieśmiało dziewczyna.
– Owszem – rzekł człowiek. – Bóg powiedział, że jesteś najpiękniejsza i masz najlepsze serce. Pierwszy mężczyzna, którego spotkasz po usłyszeniu tych słów, to idealny kandydat na męża.
– Zaczekaj – powiedziała dziewczyna.
– Przecież to właśnie ty!
Ale mężczyzna odrzekł:

– O, może nie teraz. Muszę gonić moje szczęście. Ale wrócę, gdy je złapię – i pobiegł dalej.

Po kilku dniach pogoni spotkał usychający baobab. Ten zapytał:

– Spotkałeś Boga? Znalazłeś szczęście?
– Spieszę się – wydyszał człowiek.
– Bóg powiedział, że szczęście jest tuż-tuż.
– Spytałeś o mnie?
– Bóg powiedział, że pod twoimi korzeniami jest ukryty skarb. Ktoś musi go odkopać i będziesz mógł się napić.
– Kop – rzekł baobab.
– Będziesz bogaty, a mnie ulżysz!
– Nie teraz. Najpierw muszę znaleźć szczęście, które mi umyka – wykrzyknął człowiek.

Aż wreszcie spotkał lwa. Wynędzniały lew zapytał go słabym głosem:
– Spotkałeś Boga?
– Spieszę się – krzyknął człowiek.- Szczęście mi umyka!
– A spytałeś o mój problem z apetytem?
– O tak – odrzekł człowiek. – Bóg powiedział, że musisz zjeść pierwszego napotkanego człowieka, a wtedy odzyskasz apetyt.

I tak historia człowieka, który gnał za szczęściem, dobiegła końca. ( Legenda afrykańska )

Szczęście jest blisko. Człowiek często zaślepiony  swoimi wyobrażeniami o nim, nie dostrzega go. W morderczym biegu zapomina, że prawdziwe szczęście można znaleźć tylko w Bogu.  Ma swój  przepis na życie i realizując go, zapomina o Bożym planie.

Jak to jest z moim szczęściem ? Czy nie jest często tak, że biegnę za szczęściem i ciągle narzekam, że czegoś mi brak ? Czy potrafię dostrzec w codziennym życiu dary Boga? Co robie żeby zrozumieć jaka jest moja rola w świecie?

_____________________________
grafika: africa by nathanm4